Rozdział 15. "Ostatnia obietnica."



Cała grupa przemieszczała się dosyć szybkim tempem, bezszelestnie odbijając się od gałęzi drzew. Miyuki znajdowała się na przodzie całej grupy i zajmowała się wyszukiwaniem chakry wroga. Jednak coś jej się nie podobało… w pobliżu nie było żywego ducha, a jej towarzysze nie odzywali się ani słowem. Dziewczyna pokręciła lekko głową i skupiła się na swoim zadaniu.
- Wyczuwasz kogoś? - jeden z mężczyzn w końcu złamał ciszę.
- Nie, nikogo. - brunetka spojrzała przez ramię na resztę grupy. Miała złe przeczucia, jednak wolała nie wzbudzać niczyich podejrzeń.
- Dobrze…
Nagle jeden z członków Korzenia dał znak pozostałym, a ci jak na rozkaz rozproszyli się.
- Co się dzieje? - zatrzymała się nagle, nie wiedząc co się stało.
- Wykonujemy misję.
- Jaką misję? W pobliżu nie ma wroga.
- Doprawdy? - tajemniczy mężczyzna zdjął maskę, wywołując tym samym dreszcz przerażenia na karku dziewczyny.
- H-Hiwabe?! Co ty tu robisz?!
- Głucha jesteś? Już ci powiedziałem, wykonuję swoją misję. - wyciągnął zza pleców kunai.
Dziewczyna automatycznie chciała cofnąć się o krok, jednak zdała sobie w porę sprawę, że znajduje się w koronie drzewa. Spojrzała gniewnie na napastnika i powoli zaczęło do niej dochodzić co się dzieje.
- Danzo… - warknęła.
- Zdaje się że już załapałaś. - nie czekając dłużej, mężczyzna rzucił się na brunetkę w celu zamordowania jej.
Jednak ta była szybsza i odparła atak.
- O co tu do cholery chodzi?! - nagle poczuła, że została otoczona. - Dlaczego…
- Nie ma żadnego wroga do wyeliminowania. Pan Danzo to wszystko zaplanował. Jedyną osobą do eliminacji jesteś tutaj ty! - wziął zamach, przed którym Miyuki zdołała się uchronić i zeskoczyć z drzewa na ziemię.
Spojrzała w górę, jednak już nie było tam jej wroga. Za to z krzaków wyskoczył inny członek Korzenia i wymierzył swój cios. Musiała się bronić, jednak wróg miał przewagę liczebną… Nie mogła się litować. Wyciągnęła swój kunai i szybkim ruchem podcięła zamaskowanemu mężczyźnie gardło. Jego martwe ciało bezwładnie opadło na ziemię, podnosząc chmurę kurzu.
Nim się spostrzegła, doskoczyło do niej dwóch kolejnych napastników. Jeden chwycił ją mocno za gardło i z całej siły pchnął do drzewa. Kłujący ból wydobył z dziewczyny jęk cierpienia. Otworzyła oczy i dostrzegła, że drugi z nich idzie w jej stronę z przygotowanym mieczem.
Nie było czasu do stracenia.
Miyuki skupiła się na ręce duszącej jej gardło i przekazała w nią trochę chakry. To wystarczyło. Ucisk ustąpił, a mężczyzna padł na ziemię umierając pod wpływem jej genjutsu. Brunetka upadła na kolana kaszląc i łapiąc powietrze.
- Głupia dziwka!
- Uważaj! Zabiła już dwóch naszych.
Napastnicy z Korzenia stali naprzeciw Miyuki, która czekała na kolejny atak. Postanowiła to szybko zakończyć.  Wyciągnęła kilka shurikenów i rzuciła nimi w przeciwników. Była szybka, trafiła obu, niestety nie śmiertelnie…
- Myślisz, że takim scyzorykiem nas pokonasz? - jeden z mężczyzn roześmiał się.
- Nie. - odpowiedziała z pełnym spokojem w głosie. - Zrobię to w inny sposób.
Nagle otoczenie się zmieniło. Nie znajdowali się już w lecie, a nieznanym, ciemnym pomieszczeniu. Przerażeni ANBU Korzenia rozglądali się w panice, próbując dojść do tego co się wydarzyło.
Naprzeciw stała ona, drobna dziewczyna. Spojrzała na nich wzrokiem pełnym gniewu i nienawiści.
- Kiedy… - zachrypnięty i przerażony głos rozdarł ciszę. - Kiedy złapałaś nas w genjutsu?!
- Jeśli myślisz, że rzuciłam w was shurikenami z braku innych pomysłów, to sam jesteś głupcem.
- Przekazałaś nimi swoją chakrę…
To było słuszne spostrzeżenie, niestety zbyt późno na nie wpadli. Praktycznie już byli martwi…


***


Kakashi pędził ile sił w nogach. Miał najgorsze przeczucia… Danzo nigdy nie lubił Miyuki, a nagle potrzebował jej na misji. Do tego słowa Hokage… chłopak potrząsnął głową i przyspieszył jeszcze bardziej.
Nagle coś zwróciło jego uwagę.
Zeskoczył na ziemię i z niepokojem rozpoznał czerwoną substancję, którą splamiona była trawa.
- Krew? - roztarł krzepnącą już ciecz w palcach, po czym rozejrzał się po terenie.
Z zarośli wystawała czyjaś dłoń… Wstał i ostrożnie podszedł do niej, oczekując najgorszego. Nie zdziwił się. W krzakach leżały zwłoki jednego z ANBU Korzenia. Jednego z towarzyszy Miyuki… To nie oznaczało nic dobrego.


***


Miyuki znów upadła na kolana, tym razem ciężko dysząc. Była wykończona ciągłym używaniem chakry.
- Więc po to miałam patrolować okolicę… - szepnęła do siebie, ciężko łapiąc oddech.
- Bystra z ciebie dziewczynka. - zza drzewa wyłonił się już ostatni napastnik.
- Hiwabe… draniu.
- Patrolowałaś pustą okolicę tylko po to żeby osłabić samą siebie. - mężczyzna rozejrzał się dostrzegając trupy towarzyszy. - A mimo to i tak ciężko cię zabić… - Pozwól, że dokończę.
Z trudem podniosła się i wyprostowała. Bolał ją każdy mięsień, każda część ciała… Hiwabe skoczył do niej z ostrym narzędziem nagle i z pełną siłą. Ledwo udało jej się zablokować ten atak własnym kunaiem. Był silny… a widząc wyczerpaną dziewczynę nie dawał za wygraną.
- Ciekawi mnie jedno… - siłując się z nią, zaczął jadowitym głosem. - … nie wyczułaś obecności jeszcze jednej osoby?
W tym momencie dziewczynę oświeciło. Czuła go przez cały czas. Było to dla niej tak oczywiste, że nawet nie zwróciła na niego uwagi.
- Kakashi… - szepnęła przerażona.
- Haha dokładnie! - odepchnął brunetkę, a ta uderzyła plecami o pień drzewa.
- Jeśli coś mu zrobisz!
- Nie o niego bym się martwił. - przerwał jej.
- Co..? - niebieskie oczy z przerażeniem czekały na wyjaśnienia.
- Ma tą samą misję co my.
Echo tych słów krążyło po jej głowie jak bumerang.
- Nie… Łżesz!
- Nie mam powodu. - mężczyzna wzruszył ramionami i z satysfakcją patrzył jak dziewczyna się załamuje. - Najlepsze jest to, że ją przyjął. Co prawda miał trzymać się z tyłu i nie wkraczać, chyba że my nie damy rady cię zabić.
Miyuki bezwładnie upadła. Czuła piekące w oczy łzy. Jej serce biło jak szalone, jakby miała zaraz zemdleć.
- Nie zrobiłby tego… - załkała.
- Hokage sam mu to zlecił. - kolejne słowa przesycone jadem wbiły się w serce dziewczyny. - Zdawał sobie sprawę że jesteś silna. Wie też, że nie zrobisz krzywdy Kakashiemu i dlatego to on ma cię ostatecznie wykończyć.
- Hokage? - podniosła zapłakane oczy. - Przecież on… obiecał mi.
- Hokage to kłamca. - Hiwabe widział, że dziewczyna nie ma już siły walczyć. Podniósł leżący na ziemi miecz i podszedł do brunetki. - Widzisz, nic dla nikogo nie znaczysz.
Wziął zamach i z całą siłą wbił go w ciało dziewczyny… ostrze utkwiło w jej nodze.
Po jej policzkach spływały łzy. Czuła chakrę zbliżającego się Kakashiego i wszystko zaczęło jej się układać. Zranioną dłonią wyciągnęła miecz, po czym odwróciła go i szybkim ruchem naparła na stojącego nad nią Hiwabe.
Przebiła go na wylot.
Ten zaskoczony nagłym bólem i spływającą krwią, powoli upadł, ona natomiast wstała i otarła łzy. Hiwabe tego się nie spodziewał, spojrzał gasnącymi oczami na Miyuki.
- Zabijesz go? - mężczyzna wykasłał po cichu.
Nie odpowiedziała. Jednym ruchem wyciągnęła miecz z jego ciała, doprowadzając tym samym do wykrwawienia się.
Spojrzała w niebo.
Czarne chmury zasłoniły błękit i zbierało się na burzę.


***


Kakashi z przerażeniem mijał kolejne zwłoki, świeże, z jeszcze nie zastygniętą krwią.
Minął ostatnie kilka drzew i… stanął nad ciałem Hiwabe. Spojrzał na niego z przerażeniem, a później na stojącą kilkanaście kroków dalej dziewczynę.
- Miyuki! - krzyknął wystraszony, ale szczęśliwy że brunetka żyje.
Brak odpowiedzi z jej strony przeraził go jeszcze bardziej. Nie miał pojęcia co tu się odegrało. Nagle odwróciła się i spojrzała na niego obojętnym wzrokiem.
- Zakończmy to.
- Co..? - patrzył na nią z przerażeniem. Była ubrudzona krwią swoich ofiar, a oczy miała spuchnięte od wcześniejszego płaczu. Widoczna rana na jej nodze obficie krwawiła i pewnie sprawiała wiele bólu.
Ruszyła na niego pewnym krokiem z przygotowanym kunaiem. Hatake widząc to szybko wyciągnął własną broń i w ostatniej chwili odparł atak.
- Co się dzieje, Miyuki?! Co ty robisz?!
Dziewczyna była jak w transie, starannie wymierzając każdy cios. Chciała go zabić. Walczyła na poważnie…
- No zacznij walczyć jak na shinobi przystało! - dziewczyna starała się powstrzymać łzy. - Potraktuj swoją misję poważnie! Oni wszyscy za nią zginęli!
- Jaką misję, Miyuki! Przestań!
Na nic były jego słowa, dziewczyna ani myślała przestać. Kakashi odskoczył na bezpieczną odległość i spojrzał na ukochaną. Widział jej zmęczenie, widział łzy w oczach. Nie mogła być pod wpływem genjutsu, wiedział to. Więc dlaczego?
- Dlaczego? - wyszeptał.
Z ciemnych chmur powoli zaczęły spadać krople deszczu. Przetarła szybko oczy, aby nie uronić kolejnych słonych kropel i ponownie ruszyła z atakiem. Wyciągnęła kilka shurikenów i rzuciła w swój cel. Szarowłosy szybko je wszystkie odbił, jednak Uzumaki była już przy nim. Automatycznie wyciągnął przed siebie ostrze, aby odbić atak… ale ten nie nastąpił.
Poczuł ciężar, a po chwili również coś ciepłego, spływającego po jego ręce. Otworzył oczy… Była tuż przed nim. Jej malinowe usta były lekko otwarte, łapiąc płytkie oddechy. Oczy miała podkrążone i pozbawione blasku.
- Nie… - Kakashi z przerażeniem dostrzegł co się stało. - Błagam, nie…
Nie chciała go zabić. Ten atak miał go jedynie odsłonić. Przewidziała jego reakcję i nadziała się na wystawione ostrze kunaia.
- Spokojnie… - z wysiłkiem szepnęła. - Celowałam w ważny organ… zaraz się wykrwawię.
- Dlaczego…? Coś ty zrobiła…
Nie hamował łez. Nie rozumiał. Nie wierzył.
- Wiem dlaczego tu jesteś… - brunetka zrobiła krok w tył, wyciągając z siebie wbitą broń.
- Nie!!! Wykrwawisz się!
- Powiedzieli mi…
Tracąc czucie w nogach, osunęła się na ziemię. Kakashi złapał ją i upadł razem z nią, trzymając w ramionach.
- O czym ty mówisz?! - nic nie rozumiał.
- Wiem, że nie byłbyś w stanie… mnie… zabić. Hokage ci kazał… jesteś zbyt dobry… nie mogłeś mu odmówić...
Kakashi przytulił ją i czuł jak sekunda po sekundzie upływa z niej życie. Wszędzie było pełno krwi.
- Przecież ja bym cię nigdy nie… - załkał.
- Musisz mi coś obiecać...- Miyuki skrzywiła się pod wpływem silnego bólu. - Obiecaj mi, że odejdziesz z ANBU.
Patrzył na nią zapłakany. Nic nie pojmował… Dlaczego mu to zrobiła?
- Obiecuję… - zacisnął mocno powieki.
- Hokage znajdzie ci zajęcie…
Tylko to trzymało ją przy życiu, jeszcze tylko ostatnie słowa i mogła odejść.
- Kocham cię
- Ja ciebie też! Najmocniej na świecie!
Z przerażeniem dostrzegł, że już nie oddycha… jej martwe ciało leżało w jego ramionach. Rozpłakał się jak małe dziecko. Nie mógł, nie chciał pogodzić się z tym wszystkim, z jej śmiercią.
Poczuł że z nadmiaru wrażeń zaczyna odpływać. Miyuki wysunęła się z jego rąk, opadając bezwładnie na trawę. Po chwili sam upadł obok. Obraz przed oczami rozmazywał się, jednak dostrzegł czyjąś postać przed sobą. Niestety nie widział nic, prócz rozmazanej, czarnej plamy… Poczuł czyjś dotyk na policzku, a może tylko mu się wydawało… postać zaczęła się oddalać, a ciało dziewczyny zniknęło.
- Nie… zostaw ją… - szepnął, jednak przybysz nie zareagował, odszedł.
Chciał wstać i pobiec za tym kimś, który zabrał martwą Miyuki, jednak nie mógł. Jego umysł był jak wyprany, a senność nie do zniesienia. Walczył z powiekami, jednak na próżno....


***


Wpatrywał się przez okno w gęste krople spadające na ziemię. Pomimo wczesnej pory, niebo było zasłonięte czarnymi chmurami i panował nieprzyjemny mrok. Ulice Konohy były puste, nikt nie chciał narażać się na zmoknięcie i nabawienie kataru. A on był od tego bezpieczny… Siedział w wygodnym łóżku, oparty o poduszkę. Gdyby nie delikatnie unosząca się klatka piersiowa, można by pomyśleć że przestał oddychać. Jednak żył. Nie chciał tego, a mimo wszystko żył.
Sam. Znowu…
Samotna łza spłynęła mu po policzku, znajdując kres swojej drogi na białej, szpitalnej pościeli. Ocknął się jakąś godzinę temu i gdy zdał sobie sprawę, że wszystkie te wydarzenia nie były snem, usiadł i wpatrywał się w zapłakaną pogodę. Zapłakaną jak jego serce. Gdy usłyszał cichy pisk klamki w drzwiach, rękawem szybko starł ślady po słonej przyjaciółce.
- Obudziłeś się… - Trzeci Hokage wszedł do pomieszczenia.
- Niestety.
- Kakashi…
- Proszę! Proszę…
Hiruzen zrozumiał… podejrzewał co Kakashi czuł w tym momencie i ta bezradność bardzo mu ciążyła. Po raz kolejny, osoba którą Hatake kochał całym sercem, opuściła go. I to z przymusu… Dlaczego? Dlaczego ten młody chłopak musiał doświadczać tak wiele cierpienia? Trzeci usiadł na krzesełu przy jego łóżku,  sam nie wiedział od czego najlepiej zacząć. Było tyle spraw do omówienia, tyle niepewności w tym co tam się wydarzyło…
- Kakashi. - starszy mężczyzna zaczął. - Pamiętasz co się stało? - odpowiedzią ze strony chłopaka było jedynie kiwnięcie głową. Nawet nie odwrócił głowy w stronę przełożonego. - Dobrze… więc zapewne rozumiesz moją obecność tutaj.
- Tak. Chce pan wypytać o szczegóły. - beznamiętny i chłodny ton chłopaka był przerażający.
- Przede wszystkim, chciałem sprawdzić jak ty się czujesz. Wiem kim była dla ciebie Miyuki. - na dźwięk jej imienia, pięści Kakashiego zacisnęły się na białej pościeli. - Przyjmij najszczersze wyrazy współczucia.
- Dziękuję… - szepnął ledwie słyszalnie.
- A teraz powiedz, co pamiętasz?
Hatake zacisnął powieki, nie chciał sobie przypominać, nie chciał pamiętać… Twarz ukochanej, umierającej w jego ramionach. To było zbyt wiele. Doskonale też pamiętał jej słowa. Nie mógł tego tak zostawić.
- Czy zlecił pan jej zabójstwo? - zapytał nagle, niespodziewanie, wprawiając starca w niemałe zaskoczenie.
- Słucham? - Hiruzen wolał się upewnić.
- Czy to na pana zlecenie ludzie z Korzenia mieli zabić Miyuki?
- Skąd ci coś takiego przyszło do głowy?
- Ona… - urwał, nie wiedział czy powinien wyjawić całą prawdę.Jednak jej śmierć nie mogła pójść na marne. - … tak twierdzili ludzie Danzo. Misja miała na celu zabicie Miyuki i podobno pan tym wszystkim sterował, wydał pozwolenie, nawet… - Kakashi zacisnął powieki, aby zatrzymać łzy. - … nawet powiedzieli jej, że ja również jestem zamieszany w tą misję! Że to ja miałem ją zabić! - zaszlochał. - A ona… im uwierzyła… To dlatego się podłożyła, specjalnie naparła na mnie, gdy trzymałem kunaia! Ja… ja nie chciałem…
Emocje wzięły górę i z oczu Kakashiego popłynęły łzy. Nie mógł pogodzić się z utratą Miyuki, za bardzo ją kochał. Gdy zamykał oczy widział jej twarz, jej smutne oczy które z każdą sekundą gasły, czuł ciepło jej krwi spływające po jego dłoniach. To tak strasznie bolało…
- Niezwłocznie się tym zajmę. Przepraszam, Kakashi… bardzo mi przykro.


***


Fala nienawiści na mnie za 3...2...1…
WIEM. PRZEPRASZAM. MUSIAŁAM.
Wiecie, że nie robię niczego bez konkretnego
powodu… dlatego obiecuję Wam, że to nie koniec
historii Kakashiego.
Ale nawet sobie nie wyobrażacie, jakiego kopa mi to dało!
Nie żeby śmierć miała na mnie jakiś dobry wpływ… ale tak,
poczułam się znacznie lepiej gdy uśmierciłam słodką brunetkę xD


W najbliższym czasie uporządkuję poprzednie rozdziały,
łącząc kilka w jeden. Dzięki temu ja zyskam miejsce i historia
nie zajmie mi miliona rozdziałów :D
A uwierzcie mi, mam pomysł, oj mam pomysł.
Ach...  wybaczcie mi, całuję ;(


Frelka


3 komentarze:

  1. SŁOW MI BRAK
    co tu się odpierdoliło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD
      Wiedziałam, że jak skomentujesz, to wyrwie mnie ze skarpet.
      No takie tam zgony i inne podłości. Nie ma Cię dłuższy czas i się dzieją rzeczy... ;)

      Usuń

Autorce będzie bardzo miło, jeśli skomentujesz :)

© grabarz from WS | XX.