Rozdział 17. "Ona mnie nienawidzi."


Mijały kolejne dni i tygodnie, które Kakashi spędzał albo samotnie, albo na misjach. Rzadko kiedy wychodził ze znajomymi, a jeśli już to głównie kończyło się to na wspólnym piciu. Dodatkowo coraz rzadziej odwiedzał cmentarz. Gdy musiał już się tam udać aby wymienić kwiaty na nagrobkach Rin i Miyuki, robił to możliwie jak najszybciej. Już nie zostawał, nie rozmawiał, nie rozmyślał. Dał sobie również spokój z szukaniem osoby odpowiedzialnej za uprowadzenie ciała ukochanej, nie miał żadnych tropów ani wskazówek. Całkowicie skupił się na swojej pracy i tylko to go teraz pochłaniało. Jednak…
Jednak czasami, bardzo rzadko i niechętnie odczuwał silną tęsknotę, której ból przyprawiał go o mdłości. Tylko wtedy siadał przy kamiennym nagrobku i godzinami przesiadywał tam w ciszy, wpatrując się w wygrawerowane imię. Teraz też tak było. Wrócił z jednej ze swoich misji i poczuł że musi tutaj przyjść, pomimo dosyć późnej pory. Słońce chyliło się już ku zachodowi i zaraz miała nadejść noc, a te ostatnio były chłodne. Zbliżała się zima… pierwsza bez niej, 
- Kakashi? Co tu robisz o tej porze? Zaraz całkowicie się ściemni. - dosłownie znikąd pojawiła się Kurenai, trzymając białą lilię. 
- Musiałem tu przyjść, nie wiem dlaczego. - spojrzał na przyjaciółkę, z całych sił starając się ukryć smutek.
- Rozumiem… - włożyła kwiat do betonowego wazonu. - Rzadko tu bywasz. 
- Mam dużo pracy. - skłamał.
- Nie więcej niż inni. 
- Co ty wiesz… 
- Kakashi, wiem że ci ciężko i że tęsknisz, nie ukrywaj tego. - czerwone tęczówki kobiety patrzyły dobitnie w stronę Hatake, oczekując na jakąś wylewność, potrzebę rozmowy, cokolwiek. 
- Nic mi nie jest. - odwzajemnił jej spojrzenie. - Kochałem ją, tylko tyle.
- Tylko tyle? Skoro ją kochałeś, to cierpisz. Kakashi ona nie żyje!
- Wiem! - nie wytrzymał. - Wiem to lepiej niż ktokolwiek inny, bo sam przebiłem ją kunaiem! To na moich rękach jest jej krew! 
- Kakashi… 
- Nie. - przerwał jej ostro. - Wiem, że to nie moja wina. Wiem kto do tego doprowadził, ale świadomość że gówno mogę mu zrobić doprowadza mnie do szału!
- O czym ty mówisz? - Kurenai nie była wtajemniczona w całą sprawę, w sumie nikt nie był prócz Kakashiego, Hokage i najbliższych jego doradców. 
- Nieważne, wybacz nie mogę powiedzieć. I tak już za dużo paplam… 

Zrozumiała, nie dopytywała więc o szczegóły. I tak dowiedziała się znacznie więcej niż powinna, a mianowicie że to KTOŚ zorganizował całą akcję tylko po to, aby zamordować Uzumaki Miyuki. Przytuliła Kakashiego, chcąc dodać mu trochę otuchy. 
Tego teraz potrzebował… nie chciał się rozklejać i mocno z tym walczył, jednak ciepły przyjacielski uścisk był tym, czego teraz było mu brak. 
- Dobra, chodźmy stąd. - spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. 
- Odprowadzę cię. 
Wyszli wspólnie, kierując się w stronę domu kunoichi. Nastała już noc i chłodne powietrze nieprzyjemnie szczypało skórę. 
- Asuma się odzywał? - szarowłosy postanowił zmienić ponury temat na coś innego, jednak trafił w złą tarczę. Kobieta spojrzała smutno przed siebie i pokręciłą przecząco głową. 
- Nie. Nic odkąd wyjechał. 
- Nie przejmuj się, pewnie trenuje teraz nowy styl walki. W końcu jest jednym z Dwunastu Strażników, to nie przelewki. 
- Wiem… ale powinien się odezwać. 
- Na pewno to zrobi gdy tylko będzie miał możliwość. - Kakashi z uwagą patrzył na przyjaciółkę. Widział jej przygnębienie i zastanawiał się, czy gdy on był na dwutygodniowej wyprawie w Sunie i nie odzywał się do Miyuki, czy brunetka wtedy czuła się tak samo? 
- Być może. - westchnęła. - Po prostu przez to jestem na niego trochę zła. 
- W końcu jesteś kobietą. 
- Czy to ma być szpileczka, którą chcesz mi wbić? - spojrzała na niego z zadziornym uśmiechem.
- Ależ skąd! - uniósł ręce w geście kapitulacji. - To tylko moje spostrzeżenia, całkiem trafne, jednak to nic uszczypliwego.
- Pfff… jak my kobiety możemy z wami wytrzymywać. - zaśmiała się, w końcu dawny Kakashi przedzierał się gdzieś przez tą ciemność ostatnich, tragicznych wydarzeń. 

Po odprowadzeniu przyjaciółki, wrócił do siebie, do pustego domu… nie widząc innej alternatywy, skierował się do kuchni po swoją starą przyjaciółkę. Po swój niezawodny lek na sen. Wiedział, że nie jest to zbyt odpowiednie rozwiązanie, ale póki co tylko to dawało sobie radę z męczącą go bezsennością. Zamknął się w sypialni i odpłynął. Całkowicie… 



***


Podczas gdy jedni oddalają się do Krainy Morfeusza, inni knują swoje podstępne plany gdzieś w ciemnych zakamarkach. Danzo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Kakashi zna całą prawdę i jeśli coś pójdzie źle, to wyjawi ją całej wiosce. A na to starzec nie mógł sobie absolutnie pozwolić. Za jednym zamachem pozbył się dwóch ciążących mu osób. Jedną z nich była Miyuki, którą od samego pojawienie się w wiosce chciał wyeliminować, natomiast drugą osobą był Hiwabe. Wierny poddany, który przemycał dla Danzo informacje z góry, od samego Hokage. Był wiernym posłańcem, wtyczką dzięki której Shimura knuł za plecami władzy wioski. Jego utrata była ciosem, jednak mniejszym niż wyjście się całej tej sprawy na światło dzienne. Ale pozostawał jeszcze Kakashi… pomimo tego, że chłopak zagrał dokładnie tak jak chciał przywódca Korzenia, to Miyuki zdążyła przed śmiercią mu wyjawić kilka cennych informacji. To był problem. Problem, który musiał jak najszybciej zostać rozwiązany, a kto inny jak nie Danzo specjalizował się w podkopywaniu innych? To była dla niego tylko kwestia czasu. 



***


Następnego dnia w sypialni Kakashiego znajdowała się nie jedna, a aż dwie osoby. Oczywiście właściciel posiadłości nie był jeszcze tego świadomy, gdyż spał sobie w najlepsze po wieczornej ilości spożytego alkoholu. Dopiero gdy poczuł duszący dym w płucach, przebudził się kaszląc. Szybko otworzył oczy, mrugając kilka razy w celu odzyskania ostrości widzenia. Przy oknie stał nikt inny, jak Trzeci Hokage palący swoją fajkę. Stąd ten gryzący dym… 
- W końcu się obudziłeś. - starszy mężczyzna był nad wyraz spokojny, czego nie można było powiedzieć o Kakashim, który na widok przełożonego wręcz podskoczył.
- Pan Hokage? C-co pan tutaj robi? 
- Cóż, pukałem do drzwi ale nikt mi nie otworzył. Pozwoliłem sobie zajrzeć przez to okno i zobaczyłem, że jednak jesteś w domu. A mam dla ciebie zadanie. 
- Przecież jest ranek… przyszedłbym do pana, czy to tak ważne że aż pofatygował się pan osobiście? 
- Dochodzi dwunasta. 
Kakashi popatrzył na zegarek stojący na półce i z przerażeniem dostrzegł, że faktycznie jest już tak późno. Szybko wyskoczył z łóżka, potrącając pustą szklaną butelkę, która odbijając się od podłogi wydała z siebie głuchy dźwięk. Oczy Trzeciego powędrowały za naczyniem i spoczęły na nim. Hatake czuł, że jego policzki nabierają purpurowej barwy, więc szybkim ruchem nogi wtoczył przedmiot swojego zawstydzenia pod łóżko. 
- To nie tak, jak pan myśli… 
- Nie tłumacz mi się. Nie jestem twoją dziewczyną, Kakashi. - Hokage skierował się w stronę drzwi. - Jednak gdyby ona tu była… nie potraktowałaby cię tak ulgowo jak ja. 
- Rozumiem… - zawiesił głowę.
- To ja rozumiem. Śmierć jest straszna, ale nie dla tych którzy odchodzą, a dla tych którzy zostają.* - westchnął, po czym spojrzał na szarowłosego. - Ogarnij się i chodź, porozmawiamy. Poczekam przed domem. 
Hatake skinął głową i wykonał polecenie. Nie wiedział o co mogło chodzić, jednak teraz bardziej przejmował go fakt iż Hokage widział go w takim stanie. Po około kwadransie stał już gotowy przed drzwiami swojej rodzinnej posiadłości, obok Hiruzena. Zaraz po tym ruszył on wolnym krokiem przed siebie, Kakashi nie zwlekając podążył za mentorem. 
Atmosfera w wiosce była tego dnia cudowna. Dzieci beztrosko biegające po ulicach, kobiety wracające z zakupami do domów, wszędzie panował spokój. 
- Zanim przejdę do meritum… - zaczął Trzeci. - Proszę cię, abyś wytłumaczył mi stan w jakim cię zastałem. 
- Ach, to… to nic. Naprawdę. 
- Alkohol nie spowoduje, że ból zniknie. Oszukujesz sam siebie. 
- To nie tak, Hokage-sama. - szarowłosy westchnął. - Czasami, gdy nie mogę spać… chcę tylko zagłuszyć myśli. 
- Rozumiem twoją stratę, jednak nie pochwalam sposobu w jaki chcesz, jak to ująłeś, zagłuszyć myśli. To jedynie negatywnie wpłynie na ciebie i twoją pracę, a wymagam od ciebie gotowości do działania w każdej chwili. 
- To się więcej nie powtórzy. 
- Mam nadzieję. Tego wymaga od ciebie zadanie, które chcę ci powierzyć.



***


W laboratorium Wioski Ukrytej w Liściach trwały prace nad analizą wyników pewnych badań, niezwykle ważnych, a przede wszystkim tajnych. Budynek nie był zbyt obszerny i z zewnątrz nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym, jednak w środku znajdowało się kilkanaście pomieszczeń, podzielonych na biura i laboratoria. O obecnych działaniach wiedział jedynie Hokage i jego najbliżsi doradcy. Najlepsi naukowcy wioski starali się dojść do tego, co wydarzyło się feralnego dnia gdy Uzumaki Miyuki straciła życie. Ich zadaniem było znalezienie czegokolwiek, co zdradzało by osobnika odpowiedzialnego za uprowadzenie zwłok dziewczyny. Zadanie, choć z góry skazane na niepowodzenie, niewykonalne, jednak po czasie przyniosło rezultaty. Trzeci został natychmiastowo wezwany...
- Niemożliwe… - patrzył w zapis na dokumencie, nie wierząc własnym oczom. - To by oznaczało…
- To nie są pewne wyniki. - kobieta poprawiła okulary na nosie. - Niestety nie dowiemy się czy możemy im w stu procentach ufać. Przepływ chakry Kakashiego już się unormował i nic nie znajdziemy, natomiast na miejscu nie ma już żadnych śladów aktywności chakry, nic. Jednak stan w jakim znajdował się Hatake Kakashi i sposób w jaki zachował się jego organizm świadczy o racji wyników przeprowadzonych badań. Albo padł ofiarą genjutsu, albo zastosowano na nim jakąś nieznaną nam technikę. 
- Rozumiem. - odłożył plik papierów na biurko. - Ta sprawa od teraz jest zamknięta. 
- Ale jak to, Hokage-sama… jeśli te informacje są prawdziwe, może to oznaczać że…
- Nieważne. - przerwał jej. - Skoro sprawy potoczyły się w taki sposób, musiał być ku temu dobry powód. Nie chcę tego rozgrzebywać i wam też tego zakazuję. Każdy kto złamie ten rozkaz zostanie surowo ukarany. Wszystkie akta mają trafić pod klucz, nikt ma się o nich nie dowiedzieć.
- Tak jest. A co z Hatake Kakashim? 
- On w szczególności nie może poznać prawdy… Zajmę się nim, akurat muszę z nim porozmawiać. 
- Czy powinien pan wysyłać go na misję w takiej sytuacji? - spojrzała na dokumentację znacząco. 
- To raczej misja długoterminowa. Chcę aby wziął pod swoje skrzydła nowych absolwentów akademii. 



***


- “Liczę na ciebie, Kakashi. “
To jedno zdanie krążyło w głowie Hatake. Nauczycielem? On? Przecież już nie raz próbował i nigdy nie wyszło, dzieciaki po prostu nie potrafiły współpracować. Ale jeśli to miało uspokoić Hokage, to mógł po raz kolejny spróbować, następnie oblać potencjalnych podopiecznych i ponownie mieć spokój. 
- Kakashi. - odwrócił się w poszukiwaniu osoby wołającej go, jednak nikogo nie zobaczył.
Ludzie krzątali się po ulicach Konohy w swoich codziennych obowiązkach i nikt nie wyglądał na zainteresowanego obecnością szarowłosego. A dałby sobie rękę uciąć, że słyszał wołający go, kobiecy głos. Potrząsnął głową i ruszył wolnym krokiem przed siebie. 
- Kakashi. - ponownie, ten sam głos, jakby ciszej.
Tym razem nie wytrzymał i gwałtownie odwrócił się, ale ponownie nikogo nie zastał. Sytuacja była dziwna, albo ktoś po prostu stroił sobie żarty. Bardzo uważnie przyjrzał się każdej twarzy w pobliżu, nikt nie zwrócił jego uwagi…
- Kakashi… - tuż za jego uchem. Chłopak wziął zamach i wycelował w kogoś za sobą. Całe szczęście przybysz miał refleks i uchronił się przed bolesną śliwą pod okiem… - Odbiło ci?! 
- Gai… - natychmiast cofnął rękę. - Przepraszam, wziąłem cię za kogoś innego. 
- Innego? Kto sobie zasłużył na taki cios? 
- W sumie… - spojrzał na dachy budynków, gdzie zdawało mu się widzieć ruch. - W sumie to sam nie wiem. 
- Dobra, serio z tobą jest coś nie tak… - Gai patrzył na przyjaciela dziwnym wzrokiem, po czym założył ręce za głową. - Mniejsza… idę na cmentarz, przejdziesz się ze mną? 
- Skoro muszę. 
Obaj ruszyli niespiesznym krokiem w stronę smutnego miejsca. Maito co jakiś czas zerkał w stronę rywala, starając się rozgryźć jego myśli, jednak na próżno. Szarowłosy jak zawsze pozostawał cichy i skryty, a przynajmniej od czasu śmierci Miyuki. W sumie ta przechadzka na grób dziewczyny miała ukryte dno.
- Słyszałem, że znowu przydzielą ci nowych studentów? 
- Ta, skąd wiesz? 
- Wieści szybko się rozchodzą. Poza tym jesteś szanowanym i utalentowanych shinobi, możesz przekazać tą wiedzę młodszemu pokoleniu. 
- Jeśli tylko któryś z nich zaliczy mój egzamin… nie ma problemu. 
- Jak zwykle zasadniczy… - Gai westchnął zrezygnowany. - A jak się trzymasz?
- Jest dobrze. 
Krótko, zwięźle i na temat. Odpowiedź, którą można było oznaczyć przypisem “Kakashi”. Już miał mu coś odszczekać, zaprzeczyć, zwątpić w jego twardą postawę, jednak zupełnie nagle z ziemi wyrósł ktoś, kogo teraz Hatake zupełnie nie chciał widzieć.
- Hatake Kakashi, mamy rozkaz pojmania i umieszczenia cię w więzieniu Konohy. - oznajmił jeden z zamaskowanych mężczyzn. 
Te słowa z niedowierzaniem trafiły do dwójki przyjaciół, którzy stali i patrzyli na zgromadzonych członków Korzenia. Szarowłosy rozejrzał się po zgromadzonych, wszyscy byli w najwyższej gotowości do ataku, więc opcja walki czy ucieczki odpadała. Ukradkiem spojrzał na Gaia i po wyrazie jego twarzy bezapelacyjnie stwierdził, że biedak nie ma bladego pojęcia co się właśnie odbywa. W pewnym momencie z tylnych szeregów wyłonił się starszy mężczyzna, podpierający się drewnianą laską.
- Danzo… - syknął. 
- Kakashi, czy jest coś czego nie zrozumiałeś? Moi ludzie mają rozkaz pojmania ciebie i umieszczenia w więzieniu. Nie radzę stawiać oporu. 
- Z jakiej racji ci ludzie dostali takie rozkazy? 
- Kakashi, o co tu chodzi? - czarnowłosy był wyraźnie zaniepokojony sytuacją. - Coś ci grozi?
- Tak, grozi. Uznanie za zdrajcę. - słowa Danzo uderzyły w młodych mężczyzn jak grom z  jasnego nieba. 
- Zdrajcę? - powiedzieli niemal równocześnie. 
- Nie przeciągajmy tego, udasz się z nami dobrowolnie, czy Korzeń ma użyć siły aby cię zaprowadzić w odpowiednie miejsce? 
- Tak nie można! - Gai próbował bronić przyjaciela. Jednak Danzo nie zamierzał marnować ani chwili dłużej i skinieniem ręki pokazał swoim ludziom, aby pojmali Kakashiego. Ci nie czekali. Od razu mocno chwycili i skrępowali swoją ofiarę, wystawiając jego twarz w stronę swojego przywódcy. - Kakashi! - Maito już przygotował się do ataku, jednak dwie zamaskowane postacie pojawiły się znikąd i zagrodziły mu drogę. 
- Nie radzę. 
- Nie dam z siebie zrobić oszusta!
- Spokojnie, odbędzie się specjalny proces. - Danzo podszedł bliżej unieruchomionego chłopaka i zbliżył twarz do jego ucha, aby tylko Kakashi mógł usłyszeć jego słowa. - Pominę fakt, że nic ci on nie da. Zrobię z ciebie takiego samego zdrajcę, jak z tej szmaty Miyuki. 
- Zamknij się! - szarowłosy zaczął się szarpać, w nadziei na uwolnienie przynajmniej jednej ręki i przyłożenie temu dupkowi. - Ona nigdy nie zdradziła Konohy! Nigdy nie zdradziłaby mnie!
- Czego nie można powiedzieć o tobie, prawda? - Shimura syknął ostro, z ledwie zauważalnym uśmiechem. 
- Skąd ty… - szarpania młodzieńca ustały. 
- Wiem więcej, niż ci się wydaje. 
- O czym on gada, Kakashi? 
- Ja… nieważne!
- Oj nie przejmuj się, każdy ma jakieś mroczne sekrety. - starzec zaśmiał się złowieszczo. - A teraz do celi!
Kakashi przestał się szarpać, słowa Danzo mocno go przybiły, a raczej świadomość że ON wie. Gai patrzył w szoku na rozgrywającą się scenę, wściekły z bezradności i ogłupiony usłyszaną rozmową. 
- Stać! - stanowczy ton wywołał ciarki u kilku osób. Wszystkie oczy skierowały się na właśnie przybyłego Hokage, a następnie na kilku członków ANBU. 
- Hokage-sama? W samą porę! - Gai ledwo się powstrzymał przed wyściskaniem przywódcy wioski. 
- Co tu się dzieje Danzo?!
- Nic nielegalnego. Aresztuję właśnie jednego z podejrzanych o zdradę. 
- Co to za absurdalne oskarżenia? W tej chwili twoi ludzie mają wypuścić Kakashiego!
- Mam zezwolenie od starszyzny. - wyciągnął dokument i pomachał nim przed nosem Trzeciego. 
- Nie interesują mnie twoje szemrane interesy! Od dzisiaj Korzeń oficjalnie zostaje rozwiązany, a ty masz obowiązek udostępnienia Hokage wszystkich dokumentów i informacji. A teraz wypuść jednego z moich ludzi, albo to ty poniesiesz konsekwencje!
Z taką argumentacją Danzo nie miał nic do dyskusji, niechętnie ale rozkazał swoim oddziałom puszczenie chłopaka, po czym sam zwrócił się do swojego dawnego przyjaciela. 
- Co ma znaczyć to rozwiązanie Korzenia?! To ważna instytucja podtrzymująca wioskę! Nie masz prawa!
- Przestań się unosić, Danzo. Wiem o wszystkich twoich występkach i intrygach! Korzeń od tego momentu przestaje istnieć, a ty powinieneś się cieszyć! Powinieneś ponieść konsekwencje wielu swoich czynów… - tutaj Hiruzen przerwał, smutno patrząc w stronę Kakashiego. Chodziło mu o śmierć brunetki i chłopak to zauważył. - Jednak rada zdecydowała, że jesteś doświadczonym członkiem starszyzny i nie można skazać cię na więzienie.
- Zapłacisz mi za to, Hiruzen!
Koniec dyskusji został zasygnalizowany przez Hokage, który uniósł swoją dłoń w geście uciszenia wszystkich. Członkowie Korzenia udali się wraz z ANBU, w celu wypełnienia wszystkich formalności związanych z przeniesieniem. Danzo nie mógł znieść triumfalnego wzroku Kakashiego i oddalił się jak najprędzej. Gdyby się przyjrzeć, można by zobaczyć płomienie ogni piekielnych w jego oczach… Kakashi patrzył chwilę za znienawidzonym mężczyzną, po czym zwrócił się do Trzeciego w celu podziękowania mu za ratunek. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ze słow Hiruzena niewiele zrozumiał i chciał poznać więcej szczegółów, jednak ten odmówił mu. Chyba również był zły na Hatake i ten dokładnie wiedział o co mogło chodzić. Brudy z przeszłości zawsze ciągną się za ludźmi, bez względu na to jak dokładnie postaramy się po nich posprzątać. One i tak wrócą. 
Dzisiaj nie miał już ochoty z nikim rozmawiać, nawet z Gaiem. Danzo wywlókł na światło dzienne nieprzyjemne wspomnienia związane z misją w Sunie, których chłopak żałował do teraz. Gdy tylko wrócił do domu, skierował się pod prysznic. Chłodny strumień wody niósł ukojenie, spokój, a nawet trochę pogardy… Ale na to wszystko w jego mniemaniu zasłużył. Zasłużył na karcenie, poczucie winy, smutek. Przynajmniej jedna sprawa dzisiaj zakończyła się pomyślnie… Danzo i jego Korzeń zostali rozwiązani i więcej problemów nie sprawią. Szkoda, że dopiero teraz. 



***

- Nie jestem przekonany czy to dobry pomysł. Nasza organizacja ma już wystarczającą ilość członków. Poza tym nie masz pewności, że Itachi Uchiha do ciebie dołączy, wygląda na osobę oddaną wiosce. 
- Nigdy dość takich talentów, a zwłaszcza w szeregach Akatsuki.  - wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu z naszytymi chmurami koloru krwistej czerwieni wstał i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. - Poza tym dzisiaj jest wyjątkowa noc, drogi Zetsu. 
- Wyjątkowa?
- Tak. Tej nocy przeleje się mnóstwo drogocennej krwi… 
- A ty dokąd się wybierasz? - Zetsu spojrzał na tajemniczego towarzysza, który ruszył w nieznanym kierunku.
- Taka masakra nie może odbyć się bez mojego udziału. 

Noc w Konohagakure była cicha i spokojna. Było już grubo po dziesiątej i większość mieszkańców pogrążona była we śnie, czasami gdzieś w gęstwinie drzew huknęła jakaś samotna sowa. Cały klan Uchiha mieścił się na wydzielonym obszarze, zaraz przy murach wioski, a wszystko to spowodowane brakiem zaufania do jego członków. Jednak tej nocy nic nie wskazywało na tragedię, jaka miała się właśnie dokonać. Jeden z synów tego klanu, młody mężczyzna o nieprzeciętnej sile i umiejętnościach postanowił położyć kres wiecznym sporom członków klanu z władzą wioski. Nie mógł patrzeć już na brak zaufania rady Konohy do swojej rodziny, jak również nie potrafił znieść poczucia winy, jakie towarzyszyło mu za każdym razem gdy patrzył w oczy Hokage. Dlaczego? Ponieważ wszyscy ci, którzy nosili nazwisko Uchiha, ci w których żyłach płynęła krew tego silnego rodu,  oni wszyscy przeklinali dotychczasowych Kage. Ale nie on. On miał już po prostu dosyć. 
To było szybkie. 
Przy pomocy zamaskowanego mężczyzny zamienił tą spokojną noc, w noc opływającą krwią. Nawet sam księżyc przybrał krwisto czerwoną barwę, okazując ludziom i mieszkańcom Liścia metaliczny posmak tragicznych śmierci. Zamordował wszystkich członków klanu Uchiha. Z zimną krwią i łzami w oczach, pozbawił życia swoją ukochaną matkę oraz wymagającego ojca. Bez mrugnięcia okiem wbił sztylet w serce dziewczyny, która od dziecka go kochała. Odebrał najcenniejszą rzecz każdemu pojedynczemu człowiekowi z herbem w kształcie wachlarzyka na plecach i drzwiach rezydencji. Nie szczędził starszych, rodzin, ani dzieci.
Szkarłat pokrył ulice, ściany domów przybrały krwistą barwę, a całą okolicę przeniknęła mroczna cisza. Itachi skoczył na drewniany słup, wznoszący się wysoko ponad budynki i rozejrzał się po okolicy. Zabił prawie wszystkich. 
Nagle na jednej z uliczek dostrzegł ruch. Mały chłopczyk w granatowej koszulce i czarnych spodenkach biegł ile sił w nogach w stronę jednej z rezydencji. Młody mężczyzna rozpoznał go doskonale. Czarne oczy dziecka skierowały się w jego stronę, ale już nic nie zobaczyły, prócz wielkiego, krwistego księżyca w pełni. 
Jego jednego oszczędził. Swojego ukochanego, młodszego braciszka, o którego z każdym dniem modlił się i pilnował, aby nie stała się mu żadna krzywda. Od dziś nierozłączne rodzeństwo miało stać się śmiertelnymi wrogami. Taka była cena wolności klanu i wioski. Taka była cena zgody między tymi dwoma społecznościami, które pomimo lat nie potrafiły znaleźć wspólnego języka i wzajemnego zrozumienia. Cena, którą był upadek klanu Uchiha...


***

- Słucham?! - Kakashi nie wierzył własnym uszom. - Jak to się stało?! 
- Nikt nie wie, nikt tego nie widział. - Kurenai pokręciłą smutno głową.
- Ale cały klan? Nie wierzę… nie wierzę żeby Itachi był do tego zdolny!
- Sama w to nie wierzyłam, ale… - zająknęła się. - Jego młodszy brat, Sasuke. Rozmawiał z nim, widział jak Itachi stał nad ich rodzicami z zakrwawioną kataną. To nie może być pomyłka Kakashi… 
- W jakim stanie jest młody?
- A jak myślisz? W szpitalu podano mu leki uspokajające i teraz śpi. Hokage myśli co dalej...
Informacje o tragedii rozeszły się jak woda i już całą wioska huczała od plotek. Wszyscy jednocześnie szydzili z Itachiego i współczuli Sasuke. Jednak to współczucie pomieszane było z odrazą, zarówno do chłopaka jak i do jego klanu, który przecież już nie żył… Ale ludzkie serca wypełnione są nienawiścią i nawet w obliczu takiej tragedii nie potrafili okazać miłosierdzia. 
- Ale to nie jedyne plotki jakie obiły mi się o uszy… 
- To znaczy? - spojrzał na przyjaciółkę pytająco.
- Rozmawiałam z Gaiem. - wzięła chłopaka pod rękę i odeszła z nim w bardziej ustronne miejsce, niż zaludniona ulica. - O co chodzi z tym co powiedział Danzo podczas próby aresztowania ciebie? 
- Danzo powiedział wiele rzeczy. 
- O co mu chodziło z tym, że w przeciwieństwie do ciebie, Miyuki nigdy cię nie zdradziła? Co to miało znaczyć, Kakashi? 
- Ech… - westchnął. - To nie jest takie proste. Nic ważnego. 
- Nie wygląda… o co chodzi do ciężkiej cholery? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ją zdradziłeś… 
- Ja… 
- Kakashi? 
Obecności tej osoby się już w ogóle nie spodziewał… spośród wszystkich wiosek i wszystkich możliwych wędrowców, akurat jej się tutaj nie spodziewał. Patrzył zaskoczony na kobietę i aż odebrało mu mowę. Kurenai patrzyła to na niego, to na nieznajomą i zastanawiała się co tu się właśnie dzieje. 
- Nae**? - szarowłosy ledwo wyjąkał imię znajomej. - Co ty tutaj robisz?
- Podróżuję? - zaśmiała się. 
- Rozumiem, że to twoja znajoma? - Kurenai spojrzała na przyjaciela podejrzliwie, po czym uważnie przyjrzała się nieznanej sobie kobiecie. 
Nae była dosyć niską kobietą, ale niski wzrost nadrabiała dosyć dużym biustem, którego nie szczędziła uwydatniać głęboki dekoltem. Miała delikatne rysy twarzy, wąskie usta i zadarty nos. Dodatkowo jej zielone oczy przyciągały uwagę, a czarne włosy które spięte były w wysoki kok, wyglądały jakby kobieta wkładała mnóstwo pracy w ich pielęgnację. 
- Tak, znamy się z Suny. - zaszczebiotała.
- Z Suny… - Yūhi powtórzyła niechętnie.
- T-tak… poznaliśmy się podczas mojej misji. - wtrącił nagle Kakashi. - Kurenai, poznaj Nae, Nae to jest Kurenai. - zwrócił się do przyjaciółki. - Kurenai, wybacz… możemy przełożyć naszą rozmowę na później? 
- Jasne. Widzę, że masz coś do omówienia ze starą znajomą. 
- Nie taką starą. - warknęła Nae i pogładziła kosmyk włosów. 
- Nieważne… jak już się ogarniesz, porozmawiamy sobie poważnie. - oczy kobiety strzelały piorunami i Kakashi wiedział, że ma przechlapane. 
Jednak dziękował w duchu, że zgodziła się i zostawiła go sam na sam z kłopotliwą znajomą. Musiał z nią porozmawiać i koniecznie dowiedzieć się, dlaczego kobieta przybyła do Konohy aż z Suny. Czym prędzej zabrał Nae do swojego domu, aby na spokojnie porozmawiać i wydobyć z niej wszystkie potrzebne informacje. 
Kiedy tylko znaleźli się za drzwiami, w dosyć wąskim przedpokoju posiadłości Hatake, czarnowłosa kobieta zarzuciła ręce na szyję Kakashiego i przyparła go do ściany. Sytuacja była na tyle dziwna i zaskakująca, że nim biedak zorientował się o co chodzi, był już przyszpilony. 
- C-co ty wyprawiasz?!
- Stęskniłam się za tobą. - wymruczała cicho. 
- Przestań, Nae, naprawdę zejdź ze mnie… 
- Nie mów, że ty nie tęskniłeś. - cmoknęła go w policzek. - Minęło niewiele czasu, chyba nie zapomniałeś o naszych przyjemnych przygodach w Sunie, hmm?
- Proszę cię, możemy na spokojnie porozmawiać? - Kakashi czuł się niekomfortowo w tej sytuacji, chciał porozmawiać z kobietą i wyjaśnić jej wszystko to, do czego kiedykolwiek między nimi doszło i to, co wydarzyło się w jego życiu. Kiedy ciemnowłosa w końcu zrozumiała, że Hatake nie ma nastroju do amorów, zeszła z niego. 
- Dobrze. Więc porozmawiajmy. 
- Świetnie… - wskazał gestem dłoni, aby usiadła w salonie, a sam zajął miejsce naprzeciw niej. Nie wiedział jak i od czego zacząć. Patrzył to na swoje dłonie, to na twarz zielonookiej, zastanawiając się jak odpowiednio dobrać słowa. - Słuchaj, wiem że wtedy w Piasku wiele się działo i nie mówię, że mam do ciebie żal. Jednak w tamtym czasie ja nie byłem sam i moje postępowanie nie było odpowiednie wobec tej osoby, no i oczywiście wobec ciebie. Zagalopowaliśmy się… znaczy ja zagalopowałem się, nie powinienem był dopuścić do tego, aby sprawy między nami zaszły tak daleko.
- Chcesz mi powiedzieć, że masz kogoś?
- Miałem.
- Miałeś? - zmarszczyła brwi. - Czyli teraz jesteś wolny? 
- Tak. - potrząsnął głową i westchnął. - Nie. Nie o to chodzi, to niczego nie zmienia.
- Wręcz przeciwnie. - kobieta wstała i wolno, kręcąc biodrami zbliżyłą się do szarowłosego. - Co prawda powinnam była ci dać nauczkę za kręcenie ze mną gdy na boku miałeś inną, ale… - usiadła na jego kolanach, jednak on natychmiast delikatnie zepchnął ją, sugerując jednocześnie że ustala granice i aby ich nie przekraczała. - Okey? O co ci chodzi? 
- Nae, nie będziemy razem. To się nie ma prawa udać, rozumiesz? Miałem chwilę zapomnienia, ale to była pomyłka. 
- W takim razie gdzie jest ta twoja dziewczyna, hę? - skrzyżowała ręce na piersi i parsknęła lekceważąco. 
- Nie żyje. 
Zapadła głucha cisza, jednak Nae po chwili namysłu, jak gdyby nigdy nic opadła zadowolona na fotel i z satysfakcją spojrzała na mężczyznę. 
- Więc? 
- Co, więc…
- Co cię powstrzymuje? 
- Co? - myślał, że coś mu się przesłyszało. - Jaja sobie robisz? Kobieta, którą kochałem nad życie nie żyje, a ty się pytasz co mnie powstrzymuje żeby się z tobą umawiać? 
- Którą kochałeś nad życie, ale którą byłeś w stanie zdradzić? Hah, cudowna ta twoja miłość!
- Ale nie zdradziłem! - uderzył pięścią w ścianę, cały chodził ze złości. 
- Ale w momencie gdy mnie całowałeś, to było wszystko dobrze? Podobało ci się. Ciekawe co by powiedziała ta cała d z i e w c z y n a, gdyby się dowiedziała. Ale ty miałeś szczęście, bo jej się umarło. Więc co cię powstrzymuje? 
Kakashi jedną ręką podpierał się o oparcie sofy, natomiast druga dłoń zasłaniała jego twarz, na której malowała się ogromna złość pomieszana z nienawiścią. Z całych sił powstrzymywał się, aby nie uderzyć swojego gościa, ale z każdym jej słowem czuł narastającą nienawiść oraz obrzydzenie. 
- Zamknij się. - wysyczał. - Dobrze ci radzę, wyjdź. 
- Daj spokój. 
- Powiedziałem, wyjdź!
Kiedy Nae podniosła wzrok na twarz kochanka, prawie podskoczyła. Nigdy nie widziała takiej złości w oczach drugiej osoby. Bez słowa wstała i skierowała się do drzwi wyjściowych. Nie tak miał się zakończyć ten dzień, nie dla niej. Liczyła że Kakashi odwzajemni jej zainteresowanie i dokończą to co zaczęli w Sunie. Kiedy przechodziła przez drzwi, obejrzała się i rzuciła, niby w powietrze.
- Nie wiesz co tracisz, Kakashi. - po tych słowach ulotniła się, w tylko sobie znanym kierunku. 
Zamknął za nią drzwi, po czym oparł o nie czoło. Takiego spotkania się nie spodziewał, nie liczył nawet na to że jeszcze kiedyś spotka tą dziewczynę. Ledwo odszedł od drewnianych drzwi, a na powrót rozległo się dudnienie o nie. Zirytowany nachalnością znajomej, otworzył energicznie.
- Powiedziałem, że nie chcę cię widzieć! - zaraz pożałował tych słów. Przed nim nie stała irytująca brunetka, a czerwonooka przyjaciółka i to z nietęgą miną. - Kurenai… myślałem że,
- Że to twoja koleżanka? - parsknęła kpiąco. - Gorzej. 
- To nie jest najlepszy moment na… 
- Zamknij się. - kobieta była mocno podminowana, wepchała szarowłosego głębiej do przedpokoju i zatrzasnęła za nimi drzwi. - Nie wiem co ty odwalasz Kakashi, ale radzę ci się tu i teraz wytłumaczyć. I lepiej żeby to miało ręce i nogi! - kończąc zdanie, uderzyła pięścią w ścianę, pozostawiając w niej lekkie wgniecenie. 
- Niech będzie… - widząc jej furię, wolał nie ryzykować utraty kończyny, domu, lub w najgorszym wypadku życia. Poczłapał jak zbity pies do salony, a za nim nabuzowana Kurenai, jeszcze tylko wziął dwa głębokie wdechy na odwagę… i wypuścił powietrze. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, poczuł paraliżujące go uczucie niemocy, strachu, wstydu. Patrzył w podłogę, modląc się aby ten dom jednak teraz się zawalił. 
- Kakashi? - jej złość chyba trochę opadła, widziała w jakim mężczyzna jest stanie i wiedziała jak jest mu ciężko. - Czy to była twoja kochanka? 
- Ja… - dopiero teraz to słowo uderzyło w jego głowę z siłą wystrzelonego pocisku. Nigdy wcześniej nie miało ono dla niego takiego znaczenia, jednak teraz… gdy Kurenai je zaintonowała… kochanka. Zawsze sam się tego obawiał, że Miyuki spotka na swojej drodze kogoś, kto zwróci jej uwagę o wiele intensywniej niż on. Że pozna mężczyznę, który będzie w stanie przekonać ją do odwrócenia swych uczuć… jednak nigdy do tego nie doszło. Nie zdążyło. A on? Dłuższa misja w Sunie i wpada w ramiona innej kobiety. Poczuł obrzydzenie. Obrzydzenie do samego siebie, wstręt do swoich decyzji i ból, który mógł sprawić ukochanej. Poczuł to wszystko z tak przytłaczającą siłą, aż zakręciło mu się w głowie. Czy tak właśnie poczuła by się Miyuki, gdyby dotarły do niej informacje o Nae? 
- Musisz to powiedzieć, Kakashi. Muszę to wiedzieć. - kobieta była nieugięta i bezlitosna. Widziała jak wiele cierpienia ta rozmowa sprawia Kakashiemu, jednak nie mogła mu odpuścić i prawdopodobnie w taki sposób chciała go “ukarać”.
- Między nami do niczego nie doszło… - ledwo wysapał. Czuł, że żołądek zaczyna się buntować, jednak mózg pracował na pełnych obrotach. Wplótł palce w blade kosmyki, modląc się aby te wszystkie katusze już minęły. W pewnej chwili w końcu to do niego dotarło, nie mógł przecież w koło zaprzeczać, oddalać to od siebie, udawać że prawda jest inna. - Okłamałem ją. Wróciłem jak gdyby nigdy nic, wręczyłem bransoletkę jako prezent, a tak naprawdę ofiarowałem jej paskudne kłamstwo. 
- Więc jednak wy…
- Nie doszło do tego. - patrzył beznamiętnie w podłogę, nie podnosząc głowy. - Nae zjawiła się nagle. Najpierw pomogła naszej drużynie, później przyczepiła się do mnie… a ja nic z tym nie zrobiłem. Powiedziałbym, że mnie omotała, jednak ja również nie jestem bez winy. Pieprzony kretyn! - z jego szklących się od dłuższego czasu oczy, popłynęły gęste łzy. Szlochał jak małe dziecko, szukając gdzieś w sobie przebaczenia dla własnego sumienia… bezskutecznie.
- Gdyby żyła, wybaczyłaby ci. - Kurenai nie mogła znieść tego widoku, była wściekła na chłopaka, ale jednocześnie cierpiała razem z nim. - Większym problemem będzie to, abyś ty sam sobie wybaczył. 
- Nie… - spojrzał oczami pełnymi bólu w czerwone tęczówki. - Jeśli Miyuki obserwuje z zaświatów moje życie… nienawidzi mnie.


***



* cytat autorstwa Nalerie Tasso
** Nae jest postacią występującą w serii Naruto, jednak na potrzeby opowiadania nieco podkoloryzowaną przeze mnie




Wybaczcie za opóźnienie, ale blogger zaczął wariować.
Tekst mi się leciał w prawo poza tabelkę... ale już jest! 
Dziękuję Blue Bell za pomoc w główkowaniu co tu się odwala xD
Jak już dojdę do tego w jaki sposób obchodzić się z
tym dziadostwem, tekst będzie wyglądał tak jak należy...
póki co wygląda tak jak powyżej. 

Po pierwsze. Nie bijcie. Po drugie. Nie krzyczcie. Po trzecie.
Imię tej całej Nae ciągle myli mi się z Nue, tym małym stworkiem,
które przyzywa Sumire w Boruto. Nie zliczę ile razy musiałam
wracać wyżej do tekstu, aby sprawdzić jak ta laska
miała na imię. Pfff… laska xD 
Podejrzewam co teraz o mnie myślicie, jednak chciałam
pobrudzić trochę tego idealnego Kakashiego. Czy tęsknię za
Miyuki? Nie wiem… A czy Wy tęsknicie za Miyuki?
Uważajcie, od Waszej odpowiedzi zależą losy tej historii ;)

(serio kurde felek, komentujcie bo… bo… bo Was w nocy nawiedzę)

Frelka

Poprzedni Rozdział
Następny Rozdział

3 komentarze:

  1. Cześć Słońce!
    W te świąteczne popoludnie wpadam z wizytą, bo ostatnio trochę to zaniedbuję :((
    No to Kochana powiem Ci tak... dobry się z Ciebie robi. Tal mi się dobrze ten rozdzial czytalo ♡♡♡ Bardzo przyjemnie i tak odczuwalam chyba bardziej niz dotychczas uczucia Kakashiego. Wydaje mi się, że śmierć Miyuki wniosla duzo dobrego do tej historii. Powaznie. Wiem ze nie powinnam tak pisac, ale serioszka, jest tak poważnie, coś sie dzieje. Czuc ból Kakashiego to wszystko jest po prostu takie prawdziwe i smutne... jak to życie ninja.
    No i masakra klanu Uchiha... jestem w niebie. Wręcz zachwycona, że dostałaś te wydarzenie do historii.
    Jejku chcialam cos jeszcze napisać... ale trochę mnie gonią wiec musze uciekac :/
    Wybacz za bledy... pisze na znienawidzonym telefonie xD

    Wesołych świąt Mordeczko :*
    Buziaki slodziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz Aniele ^^
      Tak, brakowało tutaj śmierci. Ale podpowiem, że szykuję tutaj niezłe zaplątania, więc czekaj cierpliwie a później zrób ze mną co chcesz za to co wymyśliłam xD
      I przyznam się, że gdy pisałam o tych tragicznych wydarzeniach, to poczułam takie natchnienie... mnie chyba po prostu motywuje tragedia... xd creepy

      Jeszcze raz dziękuję i Tobie również spokojnych oraz ciepłych.

      Usuń

Autorce będzie bardzo miło, jeśli skomentujesz :)

© grabarz from WS | XX.