Rozdział 9. "Śmiertelna technika."



- Liczyłem na współpracę z tym młokosem, mógłby okazać się przydatny. Jednak jego lojalność względem Hokage jest zbyt silna. Niech wprowadzi cię do kryjówki, dzięki niemu ominiesz wszystkie pułapki. A w środku dokończysz swoją prawdziwą misję.
- Nie zawiodę pana! Hatake Kakashi dziś zginie.

***

- Rozumiem… ja również się o niego martwię.
- Nie wiem jak mu pomóc. Znaczy mam pewien plan, jednak na jego zrealizowanie potrzebuję czasu. - Miyuki westchnęła. - Po prostu nie wiem jak do niego dotrzeć.
- Też to zauważyłem. Odkąd już z nim nie mieszkasz stał się jeszcze bardziej odizolowany.
- Rozmawiałam z Trzecim, wysłał go dziś na dwie misje… bardzo niebezpieczne.
Brunetka była cała roztrzęsiona i spięta, co nie uszło uwadze Gaia. Objął ją ramieniem, jednak nie było w tym nic z podtekstem, jedynie przyjacielski sposób na dodanie otuchy. Siedzieli na jednej z ławek na ulicach Konohy. Ich wspólny przyjaciel nie radził sobie z przeszłością, a oni nie potrafili temu zaradzić.
Gai już to zauważył i nie było mu łatwo przełknąć przegranej w kolejnym pojedynku z Hatake. Mianowicie w pojedynku o serce Miyuki. Już zauważył, że dziewczyna pała do Kakashiego uczuciami większymi niż tylko przyjaźń.
- Nie martw się, jakoś przywrócimy mu trzeźwość myślenia.
- Tak strasznie się o niego martwię… - załkała.
- Ja też, ale to mój rywal. I do tego ma dwa zwycięstwa więcej na koncie. Dlatego wiem, że teraz też sobie poradzi. Powiedz mi, co miałaś na myśli mówiąc o planie.
- Cóż… - wyprostowała się i otarła łzy. - Jest pewna technika, której na chwilę obecną mogę użyć tylko ja. Dlatego nie mogę ci o niej powiedzieć. Ale wiem, że to bardzo pomoże Kakashiemu.
- Technika? - nie był pewny o jakiej technice mówi dziewczyna. Skoro znała ją tylko ona, musiała być techniką zakazaną.
- Będę potrzebowała twojej pomocy. Musisz powiedzieć mi wszystko co wiesz na temat Rin. I będę potrzebowała jej zdjęcie. Widziałam ją tylko raz w życiu i nie mogę polegać na obrazie z pamięci.
- Miyuki, co ty chcesz zrobić?
- Spokojnie, nikomu nic się nie stanie.
Ciężko powiedzieć czy to go uspokoiło. Pomimo przełkniętej porażki w walce o serce młodej Uzumaki, Gai martwił się o nią i o jej życie. Nie miał jednak nic do gadania...

***

Kakashi i jego nowy towarzysz stali już przed opuszczoną kryjówką Orochimaru. Szykowali się na najgorsze. Pomimo, że kryjówka została dopiero co opuszczona, ten przebiegły sanin na pewno zastawił w niej ogromną liczbę pułapek. Spojrzał na członka oddziałów Korzenia. Był to dosyć niski i wątłej postury chłopak o brązowych, o dłuższych brązowych włosach i dużych ciemnych oczach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, niestety Hatake nie wiedział też jakie umiejętności posiada chłopak.
- Trzymaj się za mną. - Kakashi spojrzał porozumiewawczo na Kinoe. Ten tylko kiwnął twierdząco głową.
Obaj powoli weszli do ciemnego korytarza, ostrożnie stawiając każdy krok. Wnętrze było ciemne i wokół dało się wyczuć swąd gliny i pleśni. Ciasny korytarz oświetlały nieliczne pochodnie. Kakashi odsłonił swojego Sharinngana i ostrożnie przyglądał się otoczeniu. Nagle zatrzymał ręką Kinoe, tym samym uchraniając go przed nastąpieniem na załącznik pułapki.

- Spójrz. - Hatake powoli nacisnął mały, lekko wystający kamyczek, co natychmiast zareagowało wystrzeleniem pięciu shurikenów. Jak się okazało, były nasączone trucizną.
- Dzięki…
- Nie dziękuj jeszcze, po prostu miej oczy dookoła głowy.
Coraz bardziej zagłębiając się w otchłanie kryjówki, tym wymyślniejsze pułapki przyszło im minąć. W końcu dotarli do obszernego pomieszczenia z szeregami biblioteczek i długim biurkiem na środku, na którym ustawione były probówki z podejrzanymi cieczami o różnych kolorach.
Kakashi podszedł do biurka i zaczął szukać dokumentów przydatnych Hokage. Kinowe poszedł w jego ślady.
- Tu nic nie ma, chodźmy dalej.
Ostrożnie otworzył drewniane drzwi, które z cichym jękiem odkryły kolejne, tym razem nieco większe pomieszczenie. Na jego widok obu chłopcom zabrało mowę. Znajdowały się w nim szklane pojemniki laboratoryjne wypełnione cieczą. Niestety nie można było dostrzec co się w nich znajduje. Jednak nie było wątpliwości, że Orochimaru uśmiercił wszystkie swoje eksperymenty tuż przed ucieczką.
- Dziwne… aż strach pomyśleć co on tutaj wyprawiał. - Kakashi przetarł brudną szybę akwarium i zauważył odbijającego się w nim Kinoe, który niespodziewanie skoczył w jego stronę z kunaiem. Dzięki temu udało mu się odskoczyć na bok, jednak jego ramię i tak zostało draśnięte. - Co ty wyprawiasz?!
- Wybacz, Kakashi-san. Ale mam inną misję niż ty. - brunet zaczął atakować, ale walka z Sharinnganem nie była łatwa.
Nagle Kinoe wykonał kilka pieczęci.
- Mokuton: Daijurin no Jutsu!* - natychmiast jego ręka zamieniła się w drzewo i zaatakowała szarowłosego. Cudem udało mu się umknąć.
- Jesteś użytkownikiem drewna? Jak to możliwe?
Kakashi nie wierzy w to co widzi, jednak jego przeciwnik nie dał mu żadnej odpowiedzi prócz kolejnych ataków. Trzeba było przyznać, że podwładny Danzo jest świetnym szermierzem. Udało mu się kilka razy zranić Kakashiego, na szczęście były to rany powierzchowne. Ich walka nie trwała długo… pomimo niespotykanego Kekkei Genkai, użytkownik drewna został pokonany, zostało mu darowane życie.
- Dlaczego chcesz zabijać swoich towarzyszy dla Korzenia? - Kakashi spojrzał na Kinoe wziąż unieruchomionego.
- Dla dobra wioski wykonam każdą misję.
- Zabijanie przyjaciół nie jest dobrem wioski!
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Jak śmiesz mnie pouczać? Czy to nie ty jesteś tym sławnym Kakashim, który otrzymał od umierającego przyjaciela ten Sharingan, a później zabił towarzyszkę z drużyny właśnie dla dobra wioski?
- To… To nie tak… - Hatake spojrzał ze wstydem w kąt pomieszczenia.
- Nie wiem jak było, jednak wiem co zrobiłeś. Nie masz prawa mnie pouczać. Jesteśmy tacy sami, dla wioski wykonamy każdą, nawet najtrudniejszą dla nas misję.
- Być może! Ale teraz wiem że zabijanie ludzi z tej samej wioski, którym również zależy na jej ochronie, nie jest niczym dobrym! Jeśli Danzo każe wam robić takie rzeczy, to cieszę się że nie dołączyłem do Korzenia!
Czarne oczy Kinoe patrzyły z szokiem na twarz Kakashiego. Był zły. Wściekły.
- Wybacz… Korzeń to moja jedyna rodzina.
- Masz niesamowity dar, jesteś użytkownikiem stylu drewna. Hokage powinien wiedzieć o twoim istnieniu, możesz bardzo pomóc wiosce i to nie z ukrycia.
- Nie wiem… pan Danzo…
- Nieważne. - Kakashi widział że nic nie wskóra. - Wracajmy, muszę zdać raport.

Po powrocie do wioski od razu poszedł zdać relację z wydarzeń w kryjówce Orochimaru. Nie pominął również faktu o żyjącym użytkowniku drewna. Dodatkowo Kakashi ze skruchą przeprosił za chwilową chęć zdrady Hokage na rzecz Korzenia. Te grzeszki zostały mu przebaczone. Trzeci był mu bardzo wdzięczny za lojalność.
Teraz marzył o tym aby w końcu znaleźć się w swoim cichym i pustym domu. Był obolały i zmęczony. Rany zadane przez nowo poznanego bruneta nieprzyjemnie szczypały, ale nie takie bóle przyszło znosić młodemu Hatake. Nagle w powietrzu rozniósł się donośny, znajomy krzyk.
- Kaaakaaashiiiii!!! - z nieba, niczym spadająca gwiazda, na skrzydłach młodości spadł Gai. Jego wejście było jak zwykle majestatyczne i z kopytem.
- O co chodzi…
- Jak tam misja? - chłopak w zielonym kombinezonie spojrzał na zadrapania przyjaciela. - Widzę, że misja była ciężka.
- Nie bardziej niż zwykle, małe komplikacje. Coś się stało, że spadasz tak z nieba? Jeśli masz ochotę na kolejny pojedynek to muszę odmówić, nie mam siły…
- Chodzi o Miyuki. - brutalnie mu przerwał, a gdy Hatake usłyszał o swojej przyjaciółce od razu się zainteresował.
- Co z nią?! - wtopa. Zbyt impulsywnie zareagował.
- Wszystko  w porządku…  to znaczy. Dziwnie się dzisiaj zachowywała, mógłbyś do niej zajrzeć?
- Niech będzie.
Kakashi tylko udawał obojętność, tak naprawdę zaniepokoiła go wiadomość o prawdopodobnie złym stanie Miyuki. Nie zwrócił uwagi że nawet nie pożegnał się rywalem, tylko pobiegł złożyć raport jak najszybciej, a potem w stronę jej mieszkania. W oknie świeciło się delikatne światło. Był już wieczór, ale wszystko wskazywało na to że dziewczyna jeszcze nie spała. Szybko dobiegł do drzwi i zapukał. Ku jego zaniepokojeniu otworzyła mu dopiero po dłuższej chwili uporczywego dobijania się, z ręcznikiem na głowie i… odziana również w sam ręcznik…
- Kakashi? - była wyraźnie zaskoczona wizytą przyjaciela. - Coś się stało? Wejdź.
- Em, ja ten… - na jego twarz wylał się soczysty rumieniec, nie myślał że zastanie Miyuki w takim stanie. Wszedł szybko do jej mieszkania i zamknął drzwi.
- Wybacz brałam prysznic i dlatego tak długo nie otwierałam. Daj mi chwilkę. - dziewczyna szybko zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając zawstydzonego przyjaciela samego w salonie. Sama nie była w lepszym stanie. Nie spodziewała się tej wizyty, wyskoczyła przed przystojnym chłopakiem w samym ręczniku.
- Jasne… - szepnął do siebie i wziął trzy głębokie wdechy.
Rozejrzał się po mieszkaniu. Było małe, ale schludnie urządzone, minimalistycznie, nie bogato. Kiedy Miyuki została przeniesiona do Wioski Liścia przydzielono jej to małe mieszkanko, jednak widać było że sama je tak schludnie ozdobiła. Wiedział że lubiła malować, dlatego też na ścianach dostrzec można było jej obrazy. Wszystko tak bardzo do niej pasowało… Zawsze zastanawiał się, jak dziewczyna odnalazłą się w zupełnie obcej wiosce, bez rodziny, przyjaciół.
Zamknął oczy i odchylił do tyłu, opierając się na rękach. Zmęczenie stawało się coraz bardziej nie do zniesienie, ale nie mógł pozwolić sobie na sen. Nie teraz. Najpierw musiał dowiedzieć się o co chodzi z Miyuki, co się stało.
- Widzę, że misja była ciężka. - jedwabisty głos rozbudził chłopaka.
Kakashi automatycznie spojrzał na przyjaciółkę. Jej brązowe kosmyki, wciąż mokre od wody opadały na lekko zaróżowione policzki. Wyglądała naprawdę uroczo. Nigdy nie patrzył na nią w ten sposób, jednak teraz czuł że jego serce przyspiesza na ten widok. Zamyślił się przez co nie zauważył, że dziewczyna podeszła do niego i znajduje się teraz niebezpiecznie blisko. Tuż obok.
- Co ci się stało? - delikatne dłonie powędrowały w okolice ran na jego ramieniu.
- To nic, komplikacje podczas misji… - modlił się w duchu, aby jego serce się uspokoiło.
- Trzeba to przemyć. - brunetka wstała i po chwili wróciła z apteczką.
- To nic takiego…
- Nie dyskutuj ze mną. Kto ci to zrobił?
- Taki jeden z Korzenia... Kinoe o ile dobrze pamiętam.
- Zaatakował cię wspólnik?
- Nie dogadaliśmy się na początku. To nic.
Usiadła przed nim na ziemi i wyciągnęła wacik oraz wodę utlenioną. Na jej twarzy malował się delikatny, ciepły uśmiech. Teraz wyglądała jeszcze bardziej pociągająco…
- Pamiętasz kiedy po raz pierwszy zaprosiłam cię na kolację? - Kakashi kiwnął delikatnie głową, potwierdzając tym że pamięta tamten wieczór. - Skaleczyłam się w palec i wtedy ty niczym światowej klasy chirurg zająłeś się rozcięciem, mimo że nie było głębokie. Obiecałam sobie, że teraz ja się tobą zaopiekuję i opatrzę każdą twoją ranę. A tego całego Kinoe sobie zapamiętam.
- Miyuki… - patrzył na nią i czuł coś niesamowitego. Coś, czego nie potrafił w żaden sposób opisać.
- Ale chciałabym ci pomóc w jeszcze jednej sprawie… - niebieskie oczy skupiły się na ranach Hatake.
- Co masz na myśli? - skrzywił się, gdy jedno rozcięcie na skórze zaszczypało pod wpływem płynu dezynfekującego.
Nie usłyszał odpowiedzi, gdy Miyuki przykleiła ostatni plaster na głębszą ranę, wstała i odniosła apteczkę.Gdy wróciła, usiadła obok przyjaciela i położyła dłoń na jego ręce.
- Ufasz mi? - Kakashi czuł niesamowitą presję pod wpływem tych niebieskich oczu.
- Oczywiście, ale co chcesz zrobić?
Znów się podniosła, lecz teraz delikatnie pociągnęła go za sobą. Usiedli na podłodze i gdy upewniła się że tyle miejsca jej wystarczy, przygryzła palec a następnie wykonała kilka pieczęci.
- Chwyć mnie za ręce i zamknij oczy.
- Ale po co?
- Po prostu zrób to!
Bez dalszych pytań posłusznie wykonał polecenie przyjaciółki. Czuł dziwną falę ciepła otaczającą jego ciało. Było bardzo przyjemne, uspokajające. Nawet jego wycieńczenie zdawało się być mniej uciążliwe.
- Możesz otworzyć oczy. - spokojny głos Miyuki wyrwał chłopaka z tej przyjemności.
- Gdzie my jesteśmy?
- W zaświatach.
- C-co?!
Miejsce w którym znajdowała się para było nadzwyczajne. Zdawało się, że nie ma tam ziemi a oni unoszą się w próżni. Otaczała ich przyjemnie błękitno-biała przestrzeń, do złudzenia przypominająca rozgwieżdżone niebo. Nie było tam czuć ani temperatury, ani zapachów, nic. Jednak nie było niczym złym, wywoływało przyjemne uczucie spokoju.
- Nie rozumiem, co to ma znaczyć? - czuł się niepewnie, nie wiedział co się właśnie stało.
- Kakashi? - ten głos… - To naprawdę ty?
Oczy chłopaka otworzyły się szeroko, a strach pomieszany był z niedowierzaniem i szokiem. Znał ten głos. Od dawna nawiedzał go w snach. Jednak w ostatnich miesiącach był przepełniony gniewem i nienawiścią, natomiast teraz miał słodki smak.
- Rin… - szarowłosy odwrócił się powoli. - Jak to możliwe… czy to sen?
Po jego policzkach spłynęły łzy. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przed nim stała jego ukochana przyjaciółka, Rin za którą tak bardzo tęsknił i z której śmiercią nie mógł się pogodzić.
- Nie, to nie sen. - dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. Za tym uśmiechem tak tęsknił. - To dzięki Miyuki możemy teraz rozmawiać.
- Miyuki? - Kakashi spojrzał na przyjaciółkę. - Jak to możliwe? Co to za technika?
- Nie marnujcie czasu, macie dużo do omówienia.
- Ona ma rację, musimy porozmawiać. - teraz twarz zmarłej dziewczyny nabrała poważnego wyrazu.
- Ale jak to? Ile czasu mamy?
- Nie powiedziałaś mu? - Rin spojrzała na Miyuki, a ta tylko przewróciła oczami.
- O czym? Co się dzieje? - czuł rozdrażnienie, gdyż było coś o czym wiedzieli wszyscy obecni, tylko nie on.
- Teraz nieważne, postaram się dać wam najwięcej czasu ile tylko mogę. Teraz skupię się na utrzymaniu techniki. - po tych słowach młoda Uzumaki odeszła kilka kroków i usiadła, skupiając się na swojej pracy.
Rin chwyciła swojego przyjaciela za rękę i zaprowadziła go dalej, jakby w głąb tej dziwnej masy. W końcu ujrzeli drzewo, które pojawiło się dosłownie znikąd. Miało szeroką koronę o soczysto zielonych liściach. Usiedli pod nim i oparli się o jego rozległy pień.
- Co się z tobą dzieje, Kakashi?
- Nie wiem o czym mówisz… - to było oczywiste kłamstwo.
- Może jestem martwa, ale widzę że dzieje się coś złego. Wiem, że dręczą cię koszmary. Wiem, że nie możesz pogodzić się z moją śmiercią… Jednak chcę żebyś coś ode mnie usłyszał. To nie twoja wina, ja sama wybrałam taką śmierć.
- Ale…
- Gdyby nie to, zginęłabym w wiosce… zaraz po uwolnieniu się Sanbiego. Wolałam uchronić wioskę przed zniszczeniem i zginąć z twoich rąk, rąk mojego przyjaciela, którego kochałam nad życie.
- Nie potrafiłem cię obronić…
- Nieprawda, byłeś świetnym obrońcą. Obito byłby z ciebie dumny. - na twarzy dziewczynki pojawił się ciepły uśmiech.
- Właśnie, Obito! Też tu jest?
- Niestety, nie spotkałam go. - pokiwała przecząco głową.
- Jak to?
- Jeśli czyjaś dusza lub chakra została zapieczętowana w kimś lub czymś, nie będzie można się z nią skontaktować za pomocą tej techniki. Podejrzewam, że ofiarowując ci swoje oko, podarował ci również część swojej chakry.
- Rozumiem… Przepraszam
- Nie masz za co! - Rin przytuliła chłopaka. - Nie masz za co przepraszać i za co się obwiniać.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem cię jeszcze zobaczyć…
- Wiem, wiem.
- A właśnie! O co chodzi w tej technice? - otarł policzki wilgotne od łez. - Miyuki nie powie mi całej prawdy.
- Nie mamy wiele czasu. To zakazana technika z Kraju Wiru. Polega na kontakcie świata żywych ze światem umarłych.
- Tak po prostu? - Kakashi zaciekawił się.
- Niestety nie… osoba używająca tej techniki bardzo się naraża. Łącząc się z zaświatami tak jakby na chwilę umiera.
- Słucham?! Czyli Miyuki…?
- Spokojnie, żyje. Znaczy teraz nie... jej prawdziwe ciało leży martwe w świecie żywych, a jej dusza jest tutaj. Ty jesteś bezpieczny, bo przeniosła tylko twój umysł. To cię trochę tu ogranicza, ale wystarcza na rozmowę.
- No dobrze, ale jak Miyuki skończy technikę to wszystko będzie dobrze, prawda?
- Jeśli skończy ją na czas. - widząc zaniepokojenie przyjaciela postanowiła nie przedłużać, tylko wszystko mu wyjaśnić. - Ludzki mózg może nie otrzymywać tlenu jedynie przez 4 minuty. Jeśli nie skończy techniki zanim… odniesie za duże obrażenia i umrze naprawdę. Poza tym to sprawia jej ogromny ból. Czuje śmierć na wszystkie możliwe sposoby i… - przerwała.
- I…? O co chodzi?
- Zależy z kim się kontaktuje. Jej ból zależy od sposobu śmierci tej osoby… - spojrzałą smutno na szarowłosego. - Ale jak wrócicie do siebie, to medyk zaraz ją uleczy.
- Jaki medyk? - Kakashi zdziwił się, gdyż podczas wykonywania techniki byli tylko we dwoje.
- Nikogo z wami tam nie ma?! Musimy wracać do Miyuki! Musicie wracać, bo to się źle skończy!
Szybko wstali i pobiegli w stronę dziewczyny trzymającej technikę.
Miyuki była już wykończona. Dla Kakashiego i Rin te pół godziny było krótką chwilką, natomiast dla brunetki było niekończącymi się męczarniami. Bolał ją każdy organ wewnętrzny.
- Miyuki! - Rin podbiegła do dziewczyny i mocno ją przytuliła. - Już dosyć, dziękuję! Dziękuję za możliwość rozmowy z Kakashim. - tutaj popatrzyła na chłopaka. - A ty pamiętaj co ci mówiłam! Masz się przestać zadręczać! W twoich snach mam się pojawiać jedynie uśmiechnięta.
- Możecie jeszcze… porozmawiać. - chciała dać im jak najwięcej czasu, jednak czuła że z każdą minutą słabnie.
- Nie ma mowy. - Kakashi odezwał się gwałtownie. Chciał jeszcze zostać przy Rin, jednak nie chciał utracić drugiej kochanej mu osoby. - Nie powiedziałaś mi o konsekwencjach, pogadamy w domu!
- Wypaplałaś mu… - Miyuki spojrzała z lekkim uśmiechem na Rin, gdy powoli z Kakashim zaczęli rozpływać się w przestrzeni.
- Uważajcie na siebie nawzajem!
Po tych słowach Kakashi otworzył oczy i dostrzegł, że na powrót znajduje się w małym salonie w mieszkaniu Miyuki. Wciąż trzymał ją za ręce. Spojrzał na jej spokojną twarz i z przerażeniem dostrzegł, że z jej ust cieknie strużka krwi.
- Miyuki!!! - szybko doskoczył do niej i złapał ją w ramiona. - Błagam, obudź się!
Dziewczyna była nieprzytomna. Hatake poczuł ogromny strach o jej życie, sprawdził puls na jej ręce.
- Żyje… - westchnął cicho.
- Zdrzemnąć się nie dasz. - szepnęła słabo.
- Miyuki… - przytulił ją mocno. - Bałem się że…
- Nic mi nie jest. - brunetka podniosła się do pozycji siedzącej i starła czerwoną substancję.
Spojrzała na swoją dłoń beznamiętnie, jednak wyczuła świdrujące spojrzenie przyjaciela co zmusiło ją do odwzajemnienia wzroku.
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Przepraszam… - spojrzała w podłogę skarcona.
- Mogło ci się coś stać, mogłaś… - tutaj uciął, jakby słowo “umrzeć” nie potrafiło mu przejść przez gardło. - To było skrajnie niebezpieczne.
- Oj przestań już Kakashi. - przerwała mu ostro.  - Mam dosyć patrzenia jak bez przerwy się obwiniasz o śmierć Rin i Obito. Nie mam już siły aby bez przerwy powtarzać ci, że to nie była twoja wina. Tak, mogłam umrzeć, ale jeżeli to sprawiłoby że twoje wyrzuty sumienia znikną, to umarłabym nawet i sto razy.
- Miyuki… - był w totalnym szoku.
- Nigdy więcej nie chcę usłyszeć, że nazywają cię Zimnokrwistym Kakashim. To nie ty. Ty nie zabijasz innych shinobi bez powodu, w furii.
- Przepraszam. - teraz to on czuł się skarcony.
Słowa dziewczyny trafiły dokładnie w sedno problemu. Kakashi nie potrafił sobie poradzić ze śmiercią najbliższych przyjaciół i przez to zatracał się w mroku.  A ona? Ona była gotowa poświęcić swoje życie, aby mu pomóc.
- Chodź tu ty mój gamoniu. - nie czekając ani chwili przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła.
Tego potrzebowali. Zarówno ona jak i on.

***

Posada Hokage to nie tylko tytuł budzący podziw, ale również ciężkie decyzje i jeszcze trudniejsze wiadomości do przekazania. Dzisiejszy wieczór przyniósł właśnie taką wiadomość. Klan Kurama został zmieciony z powierzchni ziemi i to przez swojego własnego członka. Nie ocalał nikt prócz Yakumo, sprawczyni tej całej tragedii. Historia lubi się powtarzać… już raz członek tego klanu zniszczył cały swój dom, a nawet całą wioskę. Teraz Trzeci Hokage musiał powiadomić Miyuki o zaistniałej sytuacji. Jakby nie było, ofiarami byli członkowie jej rodziny.
Mężczyzna nakazał jednemu ze Skrytobójców, aby przyprowadził młodą Uzumaki do siebie. Nie było sensu w odwlekaniu przekazania tej informacji. Lepiej aby dziewczyna dowiedziała się teraz od niego, niż na ulicy z plotek mieszkańców.
Nagle klamka szczęknęła, a drzwi zaskrzypiały przeciągle i do pomieszczenia pewnym krokiem wparował starszy mężczyzna ubrany w kimono.
- Danzo. - Trzeci wypuścił z płuc kłębek dymu. - Widzę, że wciąż nie nauczyłeś się pukać.
- Co teraz zamierzasz, Hiruzen? - Shimura syknął wrogo. - Konoha właśnie straciła jeden z najsilniejszych klanów, ich umiejętności genjutsu były bardzo przydatne.
- Nie straciliśmy klanu. Wciąż jest szansa na jego odbudowanie.
- Nie pozwolę na to, aby narażać wioskę na gniew tego potwora. Zniszczyła już swój dom, zabiła całą rodzinę. Chcesz czekać aż zniszczy całą wioskę?!
- Nie zapominaj się Danzo, jesteś w gabinecie Hokage. Nie unoś się.
Trzeci spojrzał na swego dawnego przyjaciela ostro i dał mu chwilę na ostudzenie emocji. Gdy dostrzegł, że te już trochę opadły, kontynuował.
- Zdaję sobie sprawę z tej ogromnej dla nas straty. To byli dobrzy ludzie, nikomu nie wadzili, nie sprawiali kłopotów, zawsze mogłem liczyć na Murakumo i jego żonę. To bardzo przykra sytuacja. Ale nie możemy tracić wiary w Yakumo. Ona może odbudować swój klan. - Hiruzen westchnął i uciął.
Nie chciał ujawniać wszystkich szczegółów na temat potomków tego klanu. Nie chciał aby Danzo dowiedział się o Miyuki i jej przeszłości.
- Jak chcesz. Nie zapominaj jednak, że w wiosce mamy już dwa problemy, a ty dodajesz nam trzeci.
- Dwa? Chyba źle policzyłeś.
- Nie. Pierwszym jest Miyuki, którą zaprosiłeś do naszej wioski.
- A drugi?
- Drugi to Kyuubi w dzieciaku Czwartego.
- Nie uważam tego za problem, drogi Danzo.
- Jeśli wioska poniesie straty na twoich decyzjach, ja będę pierwszym który pociągnie cię do odpowiedzialności.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili do środka weszła drobna brunetka.
- Dobry wieczór, Hokage-sama. Chciał mnie pan widzieć. - podeszła bliżej biurka za którym siedział przywódca i spojrzała na obecnego tam jeszcze jednego mężczyznę. - Dobry wieczór, panie…
- Danzo. - warknął nie kryjąc swojej niechęci do dziewczyny, po czym skierował swe kroki do wyjścia. - Pamiętaj co ci mówiłem, Hiruzen.
- Wybacz mu, jest po prostu nerwowym człowiekiem i brak mu taktu.
Miyuki stała jak słup soli i patrzyła w drewniane drzwi, za którymi zniknął Shimura. Danzo. To imię  odbijało się w jej głowie jak w pustym korytarzu. To jedno imię sprawiło, że wspomnienia wróciły. I jeszcze wrogie nastawienie tego człowieka, to wszystko ułożyło się w jedną całość. Dlaczego wcześniej nie zwróciła na to uwagi? To on zlecił Hiwabe złamanie zasad podczas ich walki. To on chciał się jej pozbyć. To wszystko było jego planem.
- Miyuki. - Trzeci sprowadził młodą dziewczynę na ziemię. - Wszystko w porządku?
- Ja… T-tak, proszę pana. Zamyśliłam się, przepraszam.
- Na pewno wszystko dobrze? Zbladłaś.
- Tak, to nic. - spojrzała w podłogę, po czym przeniosła już spokojne oczy na staruszka.
Teraz i tak nie było sensu tego roztrząsać. Kushina i Minato, jedyni którzy zajmowali się tym tajemniczym atakiem, nie żyli. Nikt teraz nie weźmie tej sprawy.
- Dobrze, na tę chwilę dam ci z tym spokój, ale wrócimy do tej rozmowy. Póki co mam ci do przekazania smutne wieści…

***


Cóż mogę powiedzieć. Mam bujną wyobraźnie.
I żal mi było Kakashiego… dlatego to jego spotkanie z Rin.
Ale Miyuki chyba przedobrzyła… no wybaczcie,
albo rybki albo akwarium. Muszę Was postraszyć, nie?
Ogólnie muszę się na Was poskarżyć. Widzę, że czytacie
ale nie widzę komentarzy! Dlaczego? Byłoby mi bardzo
miło, gdybyście ujawniali mi w komentarzach
swoje opinie :(

Całuski ślę mocno. Smutno, ale mocno.

Frelka

4 komentarze:

  1. AAAAA! Nie mogę uwierzyć, że przegapiłam aż dwa rozdziały! Ale ostatnio nie sprawdzałam za bardzo bloggera, więc moja wina, moja bardzo wielka wina. Jednak już jestem i nadrabiam!
    A Kakashi, chłystek taki się podniecił cwaniaczek xDDDDD
    Art jest przepiękny! I wiesz, że nawet podobnie ją sobie wyobrażałam <3 Ach!

    Co oni by bez tej zimnej wody biedni zrobili xDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha a już sie zastanawiałam co się dzieje z najwierniejszą (pomińmy fakt, że jedyną...) komentatorką mojego bloga XD
      Hue hue no taki tam arcik, jeden co mi od dawna wyszedł tak jak chciałam :(
      Zimna woda lekiem na całe złooo xD

      Usuń
    2. LUDZIE SĄ LENIWI (co do komci, czasami), A PRZYDAŁOBY MI SIĘ TU TOWARZYSTWo JESZCZE XDDDDDDDDDDDDDDD

      Usuń
    3. Gdyby były tu lajki, to bym Ci jednego dała. Więc czuj lajka ode mnie XD

      Usuń

Autorce będzie bardzo miło, jeśli skomentujesz :)

© grabarz from WS | XX.